Sword Art Online zostało przez wiele osób okrzyknięte mianem Anime roku 2012. Trafiło do grona moich ulubionych serii.
Gry komputerowe jeszcze nigdy nie były tak realistyczne. 10 tysięcy osób kupiło nową grę RPG i zalogowało się w niej przy pomocy specjalnego kasku przenoszącego impulsy z mózgu do wirtualnej rzeczywistości. Nikt nie podejrzewał, że funkcja wylogowywania zostanie usunięta i jedyną opcją powrotu zostanie przejście całej gry. To ciężka droga, nie zajmie to ani miesiąca, ani dwóch, ani roku... Gracze zostają na długi czas odcięci od dotychczasowego życia. Wydaje się średnio odkrywcze? Nieprawda. Jeszcze nie widziałam historii tak głęboko analizującej tematu wirtualnej rzeczywistości. Realia życia są świetnie oddane. I to co najważniejsze, a jednocześnie powód dla którego oglądam anime: nie możesz przewidzieć co się stanie.
Zanim odkryłam m&a widywałam tylko typowe filmy, w których widz jest jakby prowadzony za rękę: popatrz, to jest słuszne, to jest złe, główny bohater jest dobry więc zwycięży, będą żyć długo i szczęśliwie, zresztą tego się spodziewasz. (np. typowe amerykańskie filmy dla dorosłych). Oglądając anime odkryłam nową jakość. Nie jest powiedziane co jest słuszne. Główny bohater nie musi być dobry. Nie musi przeżyć. I przede wszystkim, do ostatniej sekundy nie wiesz, jak wszystko się skończy. Trudno mi obejrzeć lub przeczytać coś bez dobrej fabuły i akcji. A Sword Art Online, mimo kilku przeciętnych odcinków, absolutnie zaspokaja moje potrzeby.